Niestety kompletnie mijające się z faktami oraz badaniami. Brzmi to tak jakby Tesle i inne EV były jedynymi na świecie autami które się palą.
Dziennikarze pisząc tytuł : „Tesla się pali”, mają 100% pewności że tekst będzie klikany i czytany. Jednak obserwując artykuły w prasie, szczególnie polskiej, mam wrażenie że teksty te tworzone są na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Coś gdzieś wyczytałem, zobaczyłem nagłówek lub fotkę, i ciach… już piszę tekst o tym jak to Tesla się zapaliła.
Po co sprawdzać źródła, po co się trudzić? Lepiej przeklikać, wkleić, przetłumaczyć w googlach, a co tam, ważne że na zdjęciu Tesla co się pali, będą więc klikać. To dziś jest najważniejsze.
Przedstawię Wam więc sytuację po pierwsze prawdziwą. Po drugie na podstawie danych i badań konkretnych organizacji zajmujących się bezpieczeństwem ruchu drogowego i pożarami bezpośrednio. Tak są takie na świecie. Gromadzą one i analizują dane dotyczące pojazdów które uległy zapłonowi.
Do rzeczy więc:
Jeśli chodzi o to, jak powszechne są pożary pojazdów, przeprowadzono ostatnio kilka badań na ten temat.
Tesla opublikowała dane sugerujące jeden pożar na każde 205 milionów przejechanych mil, co jest ponad 10 razy rzadsze niż średnia krajowa w USA. Tesla oczywiście może być tutaj stronnicza, ale inne źródła sugerują podobny wynik. Pinfa (Stowarzyszenie Środków Uniepalniających Fosfor, Nieorganicznych i Nitrogennych) ogłosiło około 55 pożarów na miliard mil przejechanych w ICE w porównaniu do 5 pożarów na miliard przejechanych mil w przypadku pojazdów elektrycznych. Niedawne badanie przeprowadzone przez AutoInsuranceEZ przy użyciu danych z NTSB (National Transportation Safety Board) wykazało, że samochody elektryczne w USA zapalały się w liczbie 25 na 100 000 sprzedanych egzemplarzy, w porównaniu do 1529 przypadków w przypadku pojazdów z silnikiem spalinowym i 3474 w przypadku pojazdów hybrydowych.
Jak więc widać, auta elektryczne palą się dużo rzadziej niż spalinowe czy hybrydy. Przy sprzedaży na poziomie 100 000 egzemplarzy tylko 25 sztuk elektryków ulega spaleniu, jest to zaledwie 0,025%, czyli bardzo mało. Jeśli przeanalizujemy auta spalinowe wynik ten sięga już 1,53%, niby mały procent, ale znacznie większy niż w przypadku czystych elektryków. Naprawdę źle wypadają hybrydy ze współczynnikiem zapłonów na poziomie prawie 3,5%.
Jednak nikt nie pisze o palących się hybrydach, ani spaliniakach. Dlaczego, skoro pali się ich znacznie więcej niż aut na baterie? Otóż, jak napisałem na początku, trzeba mieć newsa, trzeba mieć temat, a temat dobry i popularny, choćby był nieprawdziwy, lub niezmiernie rzadki, to właśnie palący się elektryk. Najlepiej Tesla, ta zapewnia rozgłos artykułu nie tylko w kraju ale również za granicą. Ludzie będą pisać, czytać, potem przeklejać na swoich profilach aż wreszcie hejtować auta EV, bo przecież się one palą i są niebezpieczne.
Słyszałem nawet i czytałem o propozycjach zakazu wjazdu na parkingi podziemne dla aut elektrycznych. Kto to proponował? Ludzie na oko zdawać by się mogło wykształceni i oczytani. Choć dziś oczytanie o niczym nie świadczy, jeśli czyta się głównie niezweryfikowane bzdury z internetu… Cóż, taki mamy dziś dziwny świat. Można edukować i przytaczać fakty, ale dzisiejsze społeczeństwo nie jest głodne ani prawdy ani wiedzy… jedyne co je dziś zadawala to sensacja, nieszczęścia i krzywda ludzka. To się zawsze ogląda i czyta. Smutne to niestety…
Pamiętajcie więc Elektryki palą się najmniej, spaliniaki sporo więcej, hybrydy zaś to mistrzowie świata w paleniu się. Koniec i kropka. Dane mówią same za siebie.
Jeśli się zaś ze mną nie zgadzacie, to śmiało przedstawcie swoje dane, jeśli zadacie sobie choć minimum trudu aby takowe zdobyć…
