Hybrydy typu plug-in zanieczyszczają do trzech razy bardziej niż to reklamowano, i emitują od pięciu do siedmiu razy więcej CO2 podczas pracy silnika, zgodnie z nowym badaniem zleconym przez belgijską organizację pozarządową Transport & Environment i przeprowadzonym przez Uniwersytet Technologii w Grazu w Austrii.

W badaniu zmierzono emisje z trzech popularnych modeli: BMW serii 3, Peugeot 308 i Renault Megane, wszystkie to hybrydy Plug-in. Podobnie jak wiele hybryd typu plug-in, samochody te początkowo były napędzane benzyną/wysokoprężnym silnikiem, a następnie dodano akumulator, aby poprawić wyniki testów emisji, oraz pokazać, że ogólna produkcja danego producenta jest bardziej przyjazna środowisku.

Niestety nie do końca udał się ten zabieg w przypadku hybryd z możliwością ładowania z "wtyczki".

Każdy z pojazdów został przetestowany w rzeczywistych sytuacjach, odwzorowując jazdę po mieście, dojazdy do pracy i rozszerzone scenariusze jazdy po mieście i poza nim w Grazu w Austrii i jego okolicach. We wszystkich testach samochody wypadły gorzej, niż wskazywałyby na to oficjalne oceny WLTP. W kilku testach Peugeot i Renault od czasu do czasu osiągały wyniki zbliżone do wskaźników WLTP – w granicach około 20%. Ale BMW we wszystkich testach wypadło znacznie gorzej, można powiedzieć wręcz tragicznie.

Jak widać na wykresie powyżej normy takie jak WLTP pozostawiają wiele do życzenia. Tak więc mamy niejako kolejną aferę jaką mieliśmy kilka lat temu w USA, a w wyniku której Volkswagen do dziś spłaca swoje grzechy, co do emisji spalin i buduje ogromną sieć ładowania elektryków w całych Stanach Zjednoczonych. Taka jest cena oszukiwania. Czy wybuchnie kolejna afera? W końcu znów mamy powtórkę z rozrywki, czyli producenci deklarują coś, co nie jest zgodne z prawdą i rażąco łamie przyjęte ogólnie normy, jeśli chodzi o emisyjność napędu hybryd typu plug-in. Ciekawe co na to Toyota, czyli największy producent aut tego typu na świecie, wciąż broniący napędu hybrydowego i reklamującego hybrydy jako napęd tak zwany "STOP SMOG". Chyba niestety nie do końca wygląda to tak dobrze, jak chce to widzieć Toyota oraz inni którzy produkują takie właśnie auta.

Ponieważ oficjalne testy zaniżają emisje, średnie emisje floty każdego producenta samochodów są obniżane przez te nierealistyczne szacunki. Powoduje to korzyści finansowe dla producentów samochodów, ponieważ mogą uniknąć kar za wysokie zanieczyszczenie. T&E szacuje, że te korzyści finansowe liczą się w tysiącach na sprzedany egzemplarz auta PHEV: 6900 euro dla Renault; 8200 euro za BMW; i 9300 euro za Peugeota (Stellantis).

Innymi słowy, gdyby emisje PHEV były odpowiednio rozliczane, producenci samochodów musieliby sprzedać dodatkowe 247 000 w pełni elektrycznych pojazdów w Europie, aby obniżyć emisje swojej floty do obecnego poziomu. W ten sposób PHEV w rzeczywistości szkodzą sprzedaży BEV, pozwalając producentom samochodów uniknąć wysokich emisji (niestety tylko na papierze). Ci z kolei nie muszą mocno forsować swoich EV i są zadowoleni że mieszczą się w wytyczonych normach. (W których tak naprawdę się nie mieszczą)

Czy władze coś z tym zrobią? Czy producenci zostaną zmuszeni do aktualizacji danych a PHEV przestaną być dotowane w niektórych państwach i przestaną być traktowane jako auta niskoemisyjne? Tego nie wiemy. Dobrze jednak że prowadzone są badania na ten temat i że możemy takie dane przeczytać i się z nimi zapoznać. Poniżej raport, całe 55 stron, gdzie można poznać szczegóły i zasady całego badania:


Źródło: Electrek.co