Na ten temat chyba mógłbym napisać całą książkę i to dość grubą. Dlaczego ludzie tak bardzo obawiają się aut na prąd? Skąd wzięły się te wszystkie lęki i obawy. Czy uda się to zmienić? Będzie raczej bardzo trudno...
Autami EV zajmuje się już kawał czasu. Jeździłem wieloma elektrykami, choć głównie były to auta Tesli. Nigdy, a przejechałem już dziesiątki jak nie setki tysięcy kilometrów i to zarówno w kraju jak i głównie za granicą, nie zdarzyła mi się po pierwsze:
-Żadna awaria
-Żaden pożar auta
-Nie zabrakło mi prądu
-Nie wzywałem lawety itd, itd.
Jak się okazuje wszystkie te mity i absolutne nieprawdy wzięły się z internetu. W szczególności z artykułów najpopularniejszych w Polsce mediów, czyli dużych portali internetowych jak i czasopism z branży motoryzacyjnej. Dziwne jest to, że zawsze od kilku lat sięgając wstecz były to teksty bardzo nieprzychylne elektrykom. Piętnowały EV na każdej możliwej płaszczyźnie. Zasięg, ładowanie, samozapłon, problem z gaszeniem, ekologia i wszelkie inne aspekty samochodu elektrycznego były po prostu złe (oczywiście tylko w mniemaniu twórców owych artykułów).
Jak się okazuje wszystkie te negatywy można było w dziecinny sposób zweryfikować i obalić, jednak problem polegał na tym, że czytelnikom po prostu nie chciało się tego robić. Hejt jaki się wylewa na auta elektryczne w naszym kraju jest po prostu porażający. Zupełnie nie rozumiem dlaczego tak jest. Napęd elektryczny to nic innego jak kolejny rodzaj napędu wykorzystywany w aucie. Mamy benzynę, mamy diesla, mamy wreszcie gaz, na końcu, jako najmłodszy jest prąd. Najmłodszy dla nas, bo EV jeździły już od 1835 roku i to jest fakt niezaprzeczalny, czyli dużo wcześniej niż auta spalinowe. Ale to tylko taka ciekawostka.
Są badania na to, że baterie na przykład Tesli mogą służyć nawet przez 1,6 mln kilometrów zanim stracą swoją użyteczną ilość energii i spadnie ona poniżej 70% pierwotnej pojemności pakietu. Są twarde dane na to, że zaledwie 25 elektryków pali się na każde 100 000 sprzedanych aut elektrycznych. Zaledwie 25 sztuk, nie wygląda to już tak dobrze w przypadku aut spalinowych których to pali się aż 1536 na każde 100 000 sprzedanych egzemplarzy. Prawdziwym szokiem zaś jest informacja na temat tak przez wszystkich lubianych aut hybrydowych. Tutaj mamy prawdziwą plagę, jeśli można tak powiedzieć. Hybrydy ulegają zapłonowi w prawie 3500 przypadków na 100 000 sprzedanych egzemplarzy.
"Nie boisz się że ci prądu zabraknie?" Oj, słyszałem to wiele razy, od osób kompletnie niezorientowanych w temacie EV. Auto elektryczne to takie samo auto jak na przykład spalinowe, takie samo pod względem tego że nie jest to puste i totalnie głupie urządzenie które stanie na autostradzie jak się mu skończy prąd. To nie tak. Elektryk ma systemy nawet bardziej zaawansowane od aut tradycyjnych. Podaje zasięg na ładowaniu, mierzy nasze zużycie energii na bieżąco, a jeśli za bardzo szalejemy za kółkiem, na przykład Tesla każe nam zwolnić poniżej pewnej prędkości informując że jeśli tego nie zrobimy, nie dojedziemy do celu. Elektryki potrafią brać wiele zmiennych pod uwagę. Pogodę, opady, temperaturę, wysokość nad poziomem morza. Wszystko to co auta tradycyjne pomijają podając nam zasięg. Jest więc bardziej inteligentnie, bardziej nowocześnie i nigdy w życiu nie zdarzyło mi się aby w moim EV skończył się prąd zanim dojechałem do celu.
Prostota i mała awaryjność!
Elektryk jest prosty! Tak to prawda. Jest to konstrukcja bardzo prosta pod względem technicznym i prosta jeśli chodzi o całą konstrukcję samochodu. Dla przykładu Tesla Model 3 składa się z 10 000 elementów, biorąc pod uwagę absolutnie wszystko, od baterii po najmniejszą śrubkę, z drugiej strony do porównania wzięto hybrydową Toyotę Camry. Jak się okazało składała się ona z ponad 30 000 elementów. O czym to świadczy? O tym, że im auto prostsze, tym mniej awaryjne. Mamy potwierdzenie tego w najnowszym rankingu chińczyków, którzy zbadali awaryjność aut i niezadowolenie z tego powodu klientów. Najlepszy wynik ze wskaźnikiem niezadowolenia na poziomie 0.7, czyli najniższym w całym badaniu uzyskała tesla Model 3, czyli właśnie auto elektryczne.
Nie ma się gdzie ładować...
Tak chyba mówią ludzie, którzy w życiu EV nie jeździli. Po pierwsze faktycznie nie możemy się równać do państw Europy Zachodniej, bo tam ładowarek jest po prostu multum. U nas jest ich znacznie mniej, jednak nigdy nie miałem żadnych problemów jeśli chodzi o ładowanie auta w trasie. Jest mnóstwo aplikacji, które bez problemu nam w tym pomogą. Pokażą nie tylko gdzie są stacje, ale również czy są one zajęte czy nie. Mamy apki, mamy karty, ułatwiające ładowanie, jak ta znana z Shella, czyli Shell Recharge, która potrafi nam odpalić ładowanie na ponad 300 000 stacji w całej Europie. Nie ma więc tragedii. Jeśli chodzi o noclegi zaś, to coraz większa liczba hoteli czy pensjonatów posiada wallboxa, z którego możemy skorzystać. Często opcja taka jest dla gości hotelu darmowa, co pozwala nam następnego dnia przejechać w trasie 300 czy 400 km absolutnie za free. To taka mała wartość dodana posiadania auta elektrycznego.
Zrobiwszy przez ostatnie 2 lata ponad 30 000 km po całej Europie, właśnie autami elektrycznymi, nie miałem z nimi żadnych problemów. Warto zaznaczyć, że podróże odbywały się zarówno pojazdami nowymi jak i takimi które miały ma liczniku ponad 570 000 km przebiegu. Wbrew pozorom auto z takim przebiegiem, oprócz spalonej żarówki, nie nastręczyło żadnych kłopotów podczas trasy która ostatecznie wyniosła ponad 3500 km. Wiele z tych aut miało opcję darmowego ładowania na stacjach Supercharger Tesli, jednak nawet wtedy kiedy jechałem i musiałem płacić za ładowanie, koszty zazwyczaj oscylowały wokół 1/3 tego co musiałbym zapłacić jadąc autem spalinowym. Jest wiele sposobów na obniżenie kosztu podróży, kiedy jedziesz w długą trasę. Tych możliwości jesteśmy pozbawieni podróżując spaliniakiem. Nie ma bowiem możliwości zatankowania auta spalinowego gdziekolwiek za darmo, przy aucie na prąd możemy na takie bonusy liczyć i to dość często.
Totalny brak wiedzy!
Wszystkie obawy związane z autem napędzanym energią elektryczną są spowodowane przez brak wiedzy, po pierwsze, oraz przez powielanie nieprawdy i głupie artykuły w otaczającej nas medialnej rzeczywistości, po drugie. Artykuły pisane przez pseudo dziennikarzy, bo inaczej określić ich nie można, opierających się często na fake newsach z internetu, to nasza medialna codzienność. Na szczęście coraz więcej z nich w końcu wsiada do EV i próbuje na własnej skórze odczuć co to auto elektryczne. Jak się nim jeździ i wreszcie, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Czytajmy więc jak najwięcej, ale nie krzykliwych tematów o tym jak to się elektryk zapalił, albo że komuś prądu zabrakło w elektryku. Musiałby być totalnie nieogarniętą osobą aby się to wydarzyło, oraz musiałby ignorować przez kilkadziesiąt kilometrów zarówno wskazania samego auta jak i niezliczoną ilość komunikatów i różnego rodzaju sygnałów dźwiękowych, przypominających nam o tym, że musimy auto naładować. Tak to wygląda w praktyce. Historie więc o tym jak ktoś jechał elektrykiem z gór nad morze przez 2 dni, można między bajki włożyć, bez dwóch zdań...
Fake Newsy czkawką się odbiją, niestety!
Głupie i nieprawdziwe artykuły dobrze się klikają i są powielane setki tysięcy razy, ale jest jeden ogromny minus tego wszystkiego. Ostatnio rozmawiałem z osobą pracującą dla dużej marki, która ma za kilka lat produkować wyłącznie EV. Co usłyszałem?
- "Panie Mariuszu, mamy ogromny problem. Problem ze sprzedażą elektryków. Klient przychodzi do salonu a kiedy mu proponujemy auto elektryczne, odmawia i chce kupić spalinowe lub hybrydę, twierdząc że boi się elektryka bo te notorycznie płoną."
Tak właśnie wygląda rzeczywistość EV w Polsce. Nieprawdy powielane przez ostatnich kilka lat przez główne media w Polsce, stały się niejako prawdą i naszą rzeczywistością. Sami sobie zrobiliśmy niedźwiedzią przysługę, publikując głupie artykuły, gdzie popadnie a potem powielając je choćby na Facebooku. Teraz to takie marki jak Audi, Volvo, czy BMW, będą miały duży problem z przekonaniem klientów do zakupu aut elektrycznych. Nienawiść do EV zbiera swoje żniwo, i niestety nie zniknie zbyt szybko. Wystarczy poczytać komentarze dotyczące aut elektrycznych.
Polska - 38 milionów ekologów!
Tak to kolejne zagadnienie. Ekologia! Kiedy opisuję na przykład swoje podróże i piszę o jeździe EV po pięknych europejskich trasach, nagle zderzam się z komentarzem: "Ale ten Ev przecież w ogóle nie jest ekologiczny" Ręce opadają. Ja opisuję piękne miejsca, widokowe trasy, lokalną kuchnię i doskonałe miejscowe trunki, a tu nagle... BAM, ekolog całą gębą wrzuca taki tekst. Kompletnie nie na temat, kompletnie dziwne. tak to wygląda. Jednak nie rozumiem dlaczego mamy aż tyle ekologów w naszym kraju.
Kiedy jeżdżą autami spalinowymi absolutnie im nie przeszkadza że ich auta trują na potęgę i absolutnie koło ekologii nawet nie leżały, nie przeszkadza im że piszą komentarze z nie ekologicznych przecież telefonów działających na... TAK, na takie same litowo-jonowe baterie jak auta elektryczne. Używają nie ekologicznych laptopów itd, itd. Jednak kiedy chodzi o auto elektryczne każdy nagle robi się 100% ekologiem pełną gębą. jest to co najmniej dziwne zachowanie, raczej tak jak napisałem spowodowane niewiedzą i powielaniem głupich tekstów z platform typu Facebook, czy Twitter. To chyba byłoby na tyle tematów, które zadziwiają mnie nieustannie przez 10 ostatnich lat mojej styczności z elektromobilnością i autami na prąd.