Nareszcie, po długom planowaniu, nadszedł ten dzień, 23 czerwca, dzień wyjazdu kolejną Teslą na długie i zasłużone wakacje.
Tym razem wybór padł na Teslę Model S 90D, czyli auto o napędzie 4x4 z baterią o pojemności 90 kWh. Rok produkcji 2016, a przebieg nieco ponad 155 000 km.
Na początku muszę wspomnieć że samochód ten jest bardzo duży, wewnątrz przestronny, a przestrzeń bagażowa jest wręcz wzorowa. Zapakowaliśmy się więc bez problemu. Plan przewidywał jazdę dwóch osób i małego psa Leona w jedną stronę, powrót czterech osób dorosłych z psem.
Wyruszyliśmy z Lublina do Krakowa, jazda bez żadnego problemu około 350 km, z jednym darmowym ładowaniem na stacji Supercharger w Rzeszowie. Po noclegu w grodzie Kraka, wyjechaliśmy we właściwą trasę. Już o 4:45 rano ładowaliśmy się na odległym od Krakowa o niecałe 80 km Superchargerze w Katowicach. Kiedy Tesla pobierała darmową energię, jest to wersja auta z dożywotnimi darmowymi Superchargerami, my zajadaliśmy z żoną żurek na stacji benzynowej tuż obok ładowarek. Kolejnym etapem podróży był SuC Olomuniec, leżący już za granicami kraju, czyli w Czechach.
Jazda Teslą, szczególnie po Europie jest dziecinnie prosta, auto w swoich mapach posiada bazę stacji Supercharger, wystarczy wybrać tą, która nas interesuje i samochód jak po sznurku zaprowadzi nas do celu. Jazda od stacji do stacji, na których można chwilę odpocząć i wypić dobrą kawę lub coś zjeść, to rzeczywistość osób podróżujących Teslą po Europie.
Droga prowadząca przez Polskę, Czechy, Niemcy była bardzo przyjemna, a szczególnie dobrze jedzie się po niemieckim Autobahnie, na którym nie mamy ograniczenia prędkości, mając więc do dyspozycji darmowe paliwo, można nie oszczędzać i jechać dużo szybciej. Tak więc nasza Tesla była zdecydowanie najszybszym autem na pewnych odcinkach niemieckiej autostrady. Niemcy chyba zaczęli oszczędzać paliwo, bo ceny na stacjach często przekraczały tu 2 euro za litr.
Po przejechaniu prawie 950 km, z małym zwiedzaniem okolicznych atrakcji po drodze, dotarliśmy do miejscowości Rothenburg. Tam mieliśmy nocleg, ale póki co postanowiliśmy zwiedzić miasto, a właściwie jego przepiękną starówkę. Zabytkowe kamieniczki, piękna słoneczna pogoda, urokliwe uliczki, wszystko to jest wizytówką Rothenburga. Po spacerze, wróciliśmy do naszego hotelu aby coś zjeść i odpocząć, niestety trasa ponad 900 km jest jednak trochę męcząca.
Hotel okazał się bardzo wygodny i czysty, na co zawsze zwracamy szczególną uwagę. Na auto zaś czekało miejsce na parkingu, darmowe, i wyposażone w Destination Charger Tesli. Moc jednak była ograniczona do około 5 kW, co nie przeszkadzało autu naładować się do rana do 100%, tak aby ruszyć w dalszą trasę z pełną baterią. W pokojach było wszystko co potrzebne podczas podróży, ze szczególnym naciskiem na duży prysznic. W hotelowej restauracji zaś, zamówiliśmy bardzo smaczne dania i zimne miejscowe piwo, które idealnie gasi pragnienie w gorący letni dzień, a do tego pasuje do Sznycla po wiedeńsku wręcz idealnie.
Po pysznym śniadaniu w Hotelu Rappen, odpiąłem auto i ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem destynacją było jezioro Como, we Włoszech i hotel znany między innymi z hollywoodzkich produkcji, czyli Grand Hotel Menaggio. Trasa do niego nie była jednak łatwa. Przebiegała przez górzystą Szwajcarię, na której połowie autostrad przebiegały akurat remonty i jazda była naprawdę męcząca. Dopiero po dotarciu do Włoch, pokonując wcześniej autostrady niemieckie, austriackie, szwajcarskie i jadąc po granicy Lichtensteinu, mogliśmy rozkoszować się prędkościami typowo autostradowymi, przez dłuższy czas.
Hotel okazał się budynkiem z duszą i zdecydowanie w starym stylu. Pokoje były urządzone komfortowo i z lekkim przepychem. Widok z okna na jezioro był przepiękny, i nie można było nie wypić lampki Prosecco, zagryzając typowo włoskimi przysmakami, jak sery, czy włoskie wyborne wędliny. W takim anturażu i jedzenie i napoje smakują wyjątkowo, a przez okno można wyglądać godzinami...
Tesla stała sobie wygodnie przed hotelem, gdzie nie ma za dużo miejsca, jednak obsługa hotelu zadbała o nas wzorowo, ustawiając auto w bezpiecznym miejscu, trochę na uboczu. Wiadomo jak parkują Włosi, nikogo nie obrażając, czasami można zastać porysowany samochód, tak więc poprosiłem o miejsce z boku z dala od największego parkingowego ruchu.
Jezioro Como, robi naprawdę niesamowite wrażenie. Jest tam pięknie a miasteczko Menaggio jest bardzo urokliwe i bardzo zadbane, szczególnie jeśli chodzi o miejską zieleń i mnóstwo kwiatów. Oczywiście nie omieszkaliśmy zajrzeć do jednej z tutejszych restauracji, aby skosztować dań, które były być może spożywane przez takie sławy kina jak Gorge Clooney, który ma nad jeziorem swoją willę.
Wybór padł na Spaghetti alle Vongole, oraz na Calamari Fritti, czyli nic innego jak Spaghetti z małżami w białym winie, i kalmary smażone w głębokim tłuszczu, bardzo popularne i lubiane włoskie dania, nie tylko nad Como, ale chyba w całych Włoszech. Restauracja była położona dosłownie 100 metrów od hotelu i oprócz dobrej obsługi sprytnych kelnerów, oferowała również piękny widok na jezioro. Wiele restauracji nad Como, ma stoliki bardzo blisko jeziora lub z widokiem na nie. Posiłek spożywany w takich miejscach smakuje naprawdę wyjątkowo, a Aperol Spritz w upalny włoski dzień jest idealnym dodatkiem do pysznego jedzenia.
Następnego dnia po pysznym śniadaniu, tym razem bardziej we włoskim stylu, czyli na słodko, zapakowaliśmy nasze podręczne bagaże i ruszyliśmy w kierunku miejsca docelowego, czyli miejscowości Villeneuve-loubet, na Lazurowym Wybrzeżu, tuż obok Nicei. Po drodze jednak, postanowiliśmy odwiedzić miejsce szczególne, czyli Villę del Balbianello, w której to były kręcone takie produkcje jak Star Wars, gdzie młody Anakin zabiegał o względy Padme, czy James Bond, który leczył rany właśnie tu, w willi, w filmie Casino Royale.
Miejsce to jest piękne i emanuje spokojem, co prawda aby tu dotrzeć trzeba odbyć 45 minutowy spacer pod górę, ale zdecydowanie polecam, bo warto podziwiać te piękne i zadbane ogrody, oraz przechadzać się w cieniu drzew tymi samymi alejkami co bohaterowie gwiezdnej sagi, czy sam agent 007. Ogrody są bardzo zadbane, a wstęp kosztuje zaledwie kilka euro, nie jest więc drogo, a wspomnienia i zdjęcia zostaną z nami na zawsze.
Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do celu naszej wyprawy, pokonując wiele setek kilometrów i ładując się tylko na Superchargerach Tesli, oczywiście za darmo. Nasz apartament znajdował się w kompleksie budynków French Riviera Condo, a właścicielka to przemiła osoba, mieszkająca w Kanadzie, jednak będąca cały czas do dyspozycji swoich gości. Sam apartament był bardzo dobrze wyposażony i czysty, miał spory salon, bardzo dobrze wyposażoną kuchnię, dwie toalety jedna w dużej i wygodnej łazience z naprawdę dużym prysznicem, osobną sypialnię i najważniejsze, czyli taras z pięknym widokiem na morze i port jachtowy. Cała marina była bardzo fajnym miejscem z mnóstwem knajpek, i dobrze zaopatrzonym sklepem.
Tesla zaś stanęła w garażu podziemnym, nie smażąc się przez cały dzień w upalnym słońcu, które potrafiło się tu dać we znaki podczas dnia. Zamknięta na klucz i bezpieczna, czekała na to aby wozić nas po Lazurowym Wybrzeżu, a jest tam co oglądać, bo miasta takie jak Antibes, Cannes, czy Saint-Tropez, to obowiązkowe pozycje dla każdego włóczykija, lubiącego dalekie podróże.
Podsumowując paliwo dla naszego auta kosztowało nas całe 0 złotych, a frajda z jazdy Teslą i możliwość używania przez większość czasu opcji Autopilot, którą to opcję bardzo lubię, to była sama przyjemność. Nie liczyłem ile czasu zabrał mi przejazd, to jest nieistotne, bo w końcu jechaliśmy na wakacje. Założyłem więc że będę się cieszył drogą, widokami, będziemy odwiedzać ciekawe miejsca, zatrzymywać się, jeśli nam się takowe miejsce spodoba, robić zdjęcia i zwiedzać, jeść, pić i nie przejmować się absolutnie na którą godzinę zajedziemy na miejsce docelowe. W końcu to urlop i trzeba się z niego cieszyć, poznając nieznane. Nie mamy się stresować, aha, jeszcze jedno, zegarek zostawiłem w domu, nie sprawdzałem godziny, po prostu starałem się relaksować jak najbardziej i jak najwięcej, tak aby odpoczęło nie tylko ciało ale, przede wszystkim umysł...
Koniec części 1.