Ostatnimi czasy, źle się dzieje w państwie polskim. Źle się również dzieje w innych państwach, jednak nie tak źle jak u nas. Ogólnokrajowa drożyzna i źródła energii w zwariowanych cenach.
Właśnie na tym chciałbym się skupić. Obiecywanie rozwoju elektromobilności w naszym kraju było na poziomie MASTER. Politycy na czele z premierem zapewniali, jaką to nie jesteśmy potęgą, zapewniali, że będziemy mieć milion aut elektrycznych. Zapewniali, że będzie super, a Polska będzie nie przymierzając jak druga Norwegia.
Tymczasem w ciągu ostatnich 4-5 miesięcy energia podrożała o kilkaset procent. Firma która ma szybkie stacje ładowania w całej Polsce, rzuciła mi nieco światła na to jak dziś prowadzi się ten biznes u nas w kraju. Otóż, jeszcze niedawno kupowali oni energię za 0,37 zł za 1 kWh. Przez kilka miesięcy mieli kilka podwyżek, dokładnie siedem, tak siedem podwyżek. I teraz uważajcie. Stawka skoczyła z 0,37 zł do.... 2,18 zł za 1 kWh.
Oznacza to podwyżkę o prawie 600%!!! Ale nie myślcie, że to koniec. Ten sam operator (dostawca energii do naszej firmy posiadającej sieć szybkich stacji ładowania) , celowo nie podaję nazwy tego dostawcy, bo sytuacja jest podobna w całym kraju, tak więc nie chcę piętnować jednego operatora. Otóż to nie koniec podwyżek, gdyż przedstawiciele operatora stwierdzili, że jeśli skończy się tarcza antykryzysowo-antyinflacyjna, cena ta podskoczy do równo 3 złotych za 1 kWh.
Pytanie od firmy, posiadacza sieci szybkiego ładowania: "Co mamy robić? Czy mamy sprzedawać ładowanie w cenie co najmniej 4 zł z a1 kWh? Oni sami nie wiedzą co robić w takiej sytuacji. Zastanawiają się jak to będzie i czy biznes, w który włożyli miliony złotych (nie mieli dopłat czy dotacji, sami zbudowali swoją sieć), przetrwa? Czy ich firma nie wyłoży się i nie zbankrutuje? Kto będzie się ładował za 4 złote? Przecież to chora cena. Pamiętajmy również że taka firma musi utrzymać stacje, opłacić przyłącze i jego utrzymanie, pokryć koszt energii oraz dzierżawy gruntu na którym stoi stacja. A gdzie ich zysk???
Miało być tak pięknie a wyszło jak zawsze. Rozumiem, że jest kryzys i wojna, ale wzrosty po kilkaset procent wydają mi się zupełnie nienaturalne, nawet w takich warunkach. Jeśli tak dalej pójdzie, żadnego z nas nie będzie stać na ładowanie na publicznych stacjach, nie mówię już o zakupie samego EV, jazda autem będzie luksusem zarezerwowanym dla najbogatszych. Reszta szarych ludzi będzie zasuwać na przysłowiową miskę ryżu, nie zastanawiając się nawet gdzie pojechać na wakacyjny odpoczynek, po opłaceniu rachunków i zakupie podstawowych produktów niezbędnych do życia, po prosu nic nam już nie zostanie. Nie będziemy więc musieli się zastanawiać, gdzie pojechać. Wakacje we własnym ogródku, czy balkonie? To całkiem realny scenariusz... niestety.
Gigantyczne podwyżki zjedzą po prostu wszystko to, co zarobimy. Tak wygląda dzisiejsza rzeczywistość, i oby tak nie wyglądała nasza przyszłość, bo inaczej elektromobilność, która miała się tak prężnie rozwijać, umrze śmiercią naturalną, a my wyjmiemy z kąta stare diesle, którymi przyjdzie nam jeździć latami. Polska będzie wyglądać nie przymierzając jak Kuba, gdzie możemy na ulicach spotkać auta z lat 50- tych, ciągle zadbane i ciągle na chodzie. Tak mogą wyglądać polskie ulice z zalegającymi na nich pojazdami 20, 30 czy 40 letnimi.
Choć z drugiej strony jeśli wszystko pójdzie w złym kierunku a benzyna skoczy na przykład na 12 zł/litr, może się okazać że nasze 4 zł płacone na szybkich stacjach to prawdziwa okazja. W takiej sytuacji obyśmy zarabiali wystarczająco dużo, aby nas było stać chociaż na wakacyjne ładowania w trasie, chociaż raz w roku, kiedy będziemy chcieli jednak zabrać swoich bliskich na 1 czy 2 tygodnie urlopu.
Zakładając sytuację i cenę 4 zł za 1 kWh energii jazda jakimkolwiek elektrykiem okaże się bardzo droga, a przecież nie na tym miała polegać elektromobilność. Chodziło oczywiście z jednej strony o ekologię ( nie będę teraz tego roztrząsał) i nie dymienie z rur wydechowych na naszych ulicach, ale przede wszystkim miało być taniej niż na benzynie czy ropie. Cały zamysł jazdy na prądzie opierał się na niskich cenach prądu, głównie w domu i rozsądnych cenach prądu na szybkich stacjach ładowania, takich cenach, aby ładując się na nich w trasie nie przekroczyć kosztów ponoszonych w tradycyjnym napędzie ICE. To się udawało do tej pory. Jazda i ładowanie na stacjach na przykład Supercharger Modelem 3, zużywającym w trasie powiedzmy około 17-18 kWh na każde 100 km, było nawet po podwyżkach cen na SuC kosztem około 34-36 zł za przejechanie 100 km, co było ceną do zaakceptowania. Jednak jeśli przyjdzie nam zapłacić za owe 100 km dwa razy tyle, bo przy cenie 4 zł koszt będzie wynosił 68-72 złote, wtedy będzie to zdecydowanie za drogo, a wakacje powiedzmy, we Włoszech, gdzie robimy średnio 3500-4000 km w ciągu 2 tygodni, staną się nie lada wyzwaniem, bo na samą energię będziemy musieli wydać kwotę nawet 3000 zł. Dodajmy do tego opłaty za autostrady i winietki a koszty naszego transportu wzrosną nawet do 4000 zł.
Przyznacie sami, że to spora kwota jak na jazdę elektrykiem, którym jeszcze kilka miesięcy można było zrobić taką trasę za około 850 zł. Cena energii na stacjach tesli jeszcze rok temu oscylowała wokół 1,25-1,35 zł za 1 kWh. Było więc naprawdę tanio. Pomijam tu możliwości aut z darmowym ładowaniem, ich posiadacze teraz to naprawdę szczęśliwi ludzie, prawie jakby trafili w totolotka.
Podsumowując, jest źle, i zapowiada się, że może być jeszcze gorzej... obym się mylił.