Każdy z nas chciałby jeździć super samochodem, i nie chodzi mi o sportowe cacka, które zaczepiają zderzakiem o krawężnik, a najlepiej sprawowałyby się na torze... gdzie krawężników nie ma.


Mówię o bardzo drogich i bardzo "wypasionych", naszpikowanych technologią autach elektrycznych. Do niedawna zapewne pisałbym tylko o Modelu S Tesli, jednak dziś sytuacja wygląda już nieco inaczej, czytaj lepiej.


Lucid Air z cenami na poziomie 220 000 euro, co daje nam 1 milion złotych, Tesla S Plaid, w wersji najbogatszej sięgająca kwoty ponad 750 000 złotych. Mercedes EQS za prawie 780 000 złotych, czy najnowsze dziecko BMW i7, określane przez Bawarczyków jako Ikona, z cena sięgającą ponad 870 000 złotych.


Wszystkie te auta są limuzynami, wszystkie są bardzo duże i bardzo wygodne. Wszystkie w końcu oferują bardzo przyzwoite zasięgi. Producenci wymieniają jednym tchem 600, 700, a nawet 800 km w przypadku Lucida. Są one również w sposób niewiarygodny wręcz naszpikowane elektroniką. Systemy mające ułatwić nam życie, jak oczyszczanie powietrza w kabinie, istny mikroklimat, podnoszenie się auta na nierównościach dróg, czy spowalniaczach drogowych, a wszystko to dzieje się automatycznie, a samo auto zapamiętuje, kiedy ma podnieść się wyżej, aby nie uszkodzić podwozia. Nawigacje, pokazujące dostępne stacje ładowania, asystenci głosowi...


Jest tego całe mnóstwo, a wszystko połączone w jeden system, który ma działać idealnie. Tu niestety już nie jest tak różowo, ale o tym innym razem, przy okazji nieco dokładniejszych oględzin najbardziej luksusowych EV na rynku...

Wiadomo, że nie są to samochody dla normalnego zjadacza chleba, bo musiałby na to pracować przez pół zawodowego życia. Jednak jest to zdecydowanie ciekawa propozycja dla bogatych firm, a właściwie dla ich prezesów, którzy często lubią jeździć topowymi modelami.


Już niedługo na łamach OtoEV ukaże się więcej informacji i testów właśnie tych najdroższych i najlepiej wyposażonych aut elektrycznych...