Tesla nie wprowadza nowych modeli co kilka lat. Model S ma już lat 11 i poddany był dwóm czy trzem liftingom, ale ciągle wygląda bardzo podobnie jak na początku produkcji. Model X wygląda właściwie tak samo, jak od początku swojej produkcji w 2016 roku.
Nie inaczej sytuacja wygląda z bardzo popularnym Modelem 3 oraz najbardziej popularnym autem Tesli, którym jest Model Y. Jest to stosunkowo najmłodszy model Tesli i przez to również najbardziej zaawansowany w zakresie budowy i jednocześnie prostoty. Jak się okazuje każdy kolejny model tego producenta ma doskonałe właściwości jezdne, niesamowite przyspieszenie, bardzo niskie zużycie energii i jest coraz prostszy i tańszy w budowie.
Sam Elon Musk w jednym z wywiadów podał, że w Modelu S Tesli, aby mógł on funkcjonować potrzeba aż 10 000 stóp okablowania. To całkiem sporo, bo ponad 3 kilometry. Jednak w kolejnym nowszym i mniejszym a przez to również bardziej budżetowym aucie czyli Modelu 3, znajdziemy już tylko 5000 stóp przewodów różnego rodzaju. Oznacza to "tylko" nieco ponad 1,5 kilometra kabli. To ciekawe i krzepiące, że auto może normalnie funkcjonować posiadając zaledwie połowę okablowania w porównaniu do flagowca Tesli.
Jednak ani Model S, ani Model 3 nie wystarczał projektantom Tesli i Muskowi. Mieli oni zbudować auto bardzo tanie w produkcji a jednocześnie do bólu funkcjonale. Tak powstał Model Y, sprzedawany od 2020 roku i potrzebujący "do życia" zaledwie 328 stóp okablowania. To zaledwie 100 metrów. Tak tylko 100 metrów i Wasz Model Y może śmigać po ulicach. Jak widać w wydaniu Tesli prostota i minimalizm nie obejmuje tylko wnętrza z jednym ekranem po środku, są one również zastosowane do napędu i całej strony technicznej auta.
To kiedy ten lift?
Jak dowiedział się Reuters, który znany jest z tego, że ma dość dobrych szpiegów w Tesli, w opracowaniu jest tak zwany Project Juniper. Jest to opracowanie projektantów firmy, które wnosi do Modelu Y wiele zmian. Zmian oczywiście na lepsze. Będziemy mieć więc mniej zmian zewnętrznych, choć one również mają być dość istotne dla nowego wyglądu. Będzie wiele zmian wnętrza. Jeden z pracowników Tesli powiedział, że niektóre rzeczy, które wejdą w zmienionej, odświeżonej wersji Modelu Y zaczerpnięto z prac nad nową platformą Tesli. Tą samą dzięki której firma ma produkować naprawdę tanie EV.
Mówi się o zmianach stylistyki wnętrza. Być może śladem Modelu 3 zmieniony zostanie przedni panel, który w opcji drewna wygląda trochę byle jak. Reuters twierdzi, że Tesla poprosiła dostawców o wyceny zaktualizowanych komponentów zewnętrznych i wewnętrznych, związanych z aktualizacją „Project Juniper” dla Modelu Y. Mają oni przygotować cenę ostateczną dla zmienionych elementów zewnętrznych i wewnętrznych które dostarczają do Tesli. Jeśli chodzi o datę? Cóż, jeszcze poczekamy, to nie pieczenie chleba, w godzinę się nie da. Wprowadzenie nowego Modelu Y, a właściwie jego poliftowej wersji, Tesla przewiduje na październik 2024 roku. Mniej więcej rok po ukazaniu się na ulicach odświeżonego Modelu 3.
Wygląd to nie wszystko...
Jak dowiedział się Reuters, nie na samym wyglądzie Modelu Y zmiany się skupią. Tesla wzięła w projekcie na tapetę cały zespół napędowy. Bateria i silniki, mają być bardziej wydajne i pracować w taki sposób aby zminimalizować zużycie energii w jak największym stopniu. Czy pakiety strukturalne zostaną zastosowane we wszystkich wersjach Modelu Y? Nie jest to jasne na dziś, ale wielce prawdopodobne. Tesla wytwarza coraz większą liczbę tych pakietów, prawdopodobne jest więc, że jeśli firma chce aby auto było bardziej wydajne, zastosuje bardziej energochłonne baterie. Oprócz tego standard w wydaniu Tesli, czyli łożyska o mniejszych oporach toczenia, bardziej wydajne hamulce, opony nowej generacji. To już znamy.
Niewykluczone również że Tesla zastosuje trzecią generację swojego falownika. Dlaczego inwerter Tesli jest taki innowacyjny? Cóż, wraz z wypuszczeniem Modelu 3 w 2018 roku, Tesla stała się pierwszą firmą, która dodała tranzystory polowe (MOSFET) SiC, pochodzące od ST Microelectronics, we własnej konstrukcji falownika. Ogólny projekt ma kilka innowacji poza wykorzystaniem pakietów SiC. Doprowadziło to do tego, że całkowita waga falownika (4,8 kg) jest o połowę mniejsza niż w przypadku Nissana Leaf z 2019 r. (11,15 kg). W Modelu Y użyto kolejnej generacji owego falownika. Jest on jeszcze bardziej zaawansowany i jeszcze bardziej wydajny, a to był rok 2020. Jest więc realna szansa na to że kolejna wersja Y, otrzyma trzecią już generację falownika własnej konstrukcji, nad którą podobno pracują od dłuższego czasu inżynierowie Tesli. Jeśli można coś poprawić, to dlaczego tego nie zrobić?
Przemyślana polityka...
Tesla to niegłupia firma, a przynajmniej jej postępowanie w zakresie odświeżania swoich modeli produkcyjnych jest dość dobrze przemyślana i zaplanowana. W 2023 roku mamy lift Modelu 3, będzie ona znacznie lepsza od obecnej trójki, więc.... wszyscy rzucą się na nowy model, zaniedbując lekko inne auta Tesli. Jednak już rok później mamy kolejną nowinkę, co zaskutkuje mnóstwem zamówień na poliftowy Model Y. W ten sposób firma zapewni sobie dwa kolejne lata, w których zainteresowanie ich modelami w różnych odsłonach nie będzie słabło. Dwa lata to dość czasu aby wprowadzić w końcu na rynek Cybertrucka i nową wersję Roadstera, co znów napędzi niesamowitą spiralę zamówień. W ten sposób Tesla zawsze będzie miała jakiegoś asa w rękawie. Praktycznie co rok, będą oferować coś co przyciągnie rzesze klientów do firmy i zapewni jej, jak się domyślam, rekordowe obroty i zyski. W taki sposób działa Tesla, to już nie jest startup sprzed 15 lat, kiedy chłopaki modlili się o to, aby ludzie zamawiali pierwszą wersję Roadstera. Teraz to sprawnie działająca machina, która potrafi grać na naszych uczuciach, i manipulować po mistrzowsku wskazując nam, co powinniśmy kupić aby za kierownicą poczuć się wyjątkowo... i robią to naprawdę dobrze.
Źródło: Reuters, Drive.com