Tesla to firma, która publikuje swoje wyniki sprzedaży raz na kwartał (jak większość tego typu firm). Jest to swego rodzaju odnośnik i wyznacznik kondycji firmy.
Do tej pory, począwszy od roku 2020, i nieszczęsnej pandemii Covid, mimo tego, że wszystkie inne firmy notowały rekordowe spadki produkcji i sprzedaży, Tesla jako jedyna pięła się w górę, bijąc wbrew logice kolejne rekordy produkcyjne i sprzedażowe. Z kwartału na kwartał ostatnie dwa lata mino szalejącego kryzysu z elektroniką samochodową i innymi surowcami niezbędnymi do wyprodukowania auta elektrycznego tylko Tesla wykazywała wzrost, w każdej dziedzinie, od produkcji po sprzedaż aut.
Niestety drugi kwartał tego roku okazał się bezlitosny również dla Tesli. Zamknięcie prawie na miesiąc fabryki w Szanghaju, nie mogło pozostać bez echa, na ogólną sytuację firmy. Poza tym fabryki w Berlinie i Teksasie również nie rozpędziły się tak, jak tego oczekiwano. Jak określił sam Elon Musk, te dwie fabryki to na razie spalarnie pieniędzy. Choć dziwią mnie te słowa, bo akurat Musk powinien wiedzieć najlepiej, że nowy zakład, budowany od podstaw z takim rozmachem jak Giga Texas czy Berlin, to zawsze, na początku studnia bez dna. Dopiero po pewnym czasie produkcja osiąga taki wolumen, że zaczyna to przynosić zyski dla firmy. Jednak potrafi to trwać dość długo, nie oczekujmy więc, że nowa Giga w USA czy Niemczech w kwartał od uruchomienia będzie przynosić zyski.
Wracając do liczb Tesla potwierdziła 254 695 sztuk dostaw w kwartale i produkcję 258 580 sztuk pojazdów. Analitycy liczyli się z tym, że firma dostarczy mniej aut niż w kwartale pierwszym tego roku, jednak ich szacunki kręciły się wokół liczby 270 000 sztuk aut. Tak więc Tesla tylko nieznacznie zawiodła, jeśli w ogóle można tak powiedzieć, na tle konkurencji, która nie jest w stanie nawet zbliżyć się do wolumenu produkcyjnego Tesli.
Źródło: Electrek.co