Elektryfikacja obejmuje cały świat, choć nas najbardziej interesuje Polska i Europa, po której Polacy coraz chętniej podróżują swoimi elektrycznymi autami.


Sieci takie jak Enel X, we Włoszech, czy Elen w Chorwacji, czy wreszcie GreenWay w Polsce wiedzą, że kluczem do sukcesu jest ilość szybkich stacji ładowania. Nie w miastach, choć tu stacje również są potrzebne, a przy szybkich drogach i autostradach. To właśnie te szybkie stacje ładowania o mocach od 50 KW do nawet 350 kW, w przypadku choćby IONITY, są najważniejsze, aby bez problemu kierowcy elektryków mogli podróżować z południa na północ, czy ze wschodu na zachód wspomnianych wcześniej krajów.


Ogólnie w Europie panuje jeszcze bałagan, nie ma jednej aplikacji czy karty RFID, obsługującej wszystkie ładowarki. To byłaby sytuacja idealna, niestety na razie musimy zaopatrzyć się w mnóstwo kart czy apek, z podpiętymi do nich kartami kredytowymi, aby móc korzystać z dobrodziejstwa europejskich sieci ładowania.

Mali bez szans... to kierunek, który możemy ostatnio zauważyć. Mali operatorzy nie mają siły przebicia i zostają na szczęście wchłonięci przez większe firmy. To w sumie nie jest złe, bo kiedy duży gracz nagle w wyniku przejęcia rośnie o kolejnych 30 czy 50 stacji ładowania, my jako klient nagle zyskujemy dodatkowych kilkadziesiąt szybkich stacji, z których możemy skorzystać. Największe sieci w Europie mają już po kilkaset stacji, ciągle się rozwijając. W najbliższych 3-4 latach zapewne będą miały już tysiące stacji w swoim portfolio, a my jako użytkownicy zyskamy nieograniczone możliwości przemieszczania się po całym starym kontynencie bez najmniejszego problemu.


Poza tym nowością, która zapewne zawita do wszystkich operatorów już niedługo jest opcja charge and play. Będzie ona działać jak płatności na stacji benzynowej dziś. Podjeżdżamy autem i podpinamy się do ładowarki, a płatność odbywa się za pomocą naszej karty kredytowej czy debetowej. Zbliżamy ją do czytnika i po kłopocie. Zapłacone, stacja zwalnia nam kabel i możemy jechać dalej.


Tak, to byłaby idealna opcja, bez kont i kart RFID, wygodna i szybka. Takie opcje już są dostępne u niektórych operatorów i choć to na razie próby i początek, jest to nieunikniony kierunek ładowania pojazdów elektrycznych. Dziwi mnie tylko to, że od p[oczątku operatorzy i producenci stacji ładowania nie poszli w tym właśnie kierunku, tworząc za grube pieniądze aplikacje mobilne, karty i czipy oraz innego rodzaju urządzenia autoryzacyjne.


Europa jak i świat powinien ustandaryzować płatności za ładowanie samochodów, tak jak to dziś wygląda z tankowaniem pojazdów benzynowych. We Francji na wakacjach, kiedy odwiedziłem lazurowe Wybrzeże, klika lat temu, a jechałem wtedy samochodem spalinowym trafiłem na stację, na której najpierw musiałem włożyć do czytnika kartę i autoryzować płatność, potem, zabrać kartę i rozpocząć tankowanie. Kiedy skończyłem i odwiesiłem pistolet, dostałem na telefon powiadomienie z banku o pobranej przez stację kwocie, którą mogłem od razu zweryfikować z tym co wyświetlało się na dystrybutorze. Łatwo, miło, bez problemów. Tak właśnie powinni uczynić operatorzy mający powoli przejmować pałeczkę od stacji paliw. Jeśli mamy wejść na całego w zrównoważony transport, "tankowanie" energii do naszych EV, musi być łatwe i przyjemne, tak aby nie było narzekania i nerwów z powodu skomplikowania całego procesu. Niektórzy kierowcy nie radzą sobie po prostu z tymi wszystkimi zawiłościami typu, konta, aplikacja, karty, czipy itd., itd. Chcą, aby było łatwo i szybko, i to często wstrzymuje ich od zakupu auta elektrycznego.