Raz na jakiś czas przypadnie mi w udziale jazda w trasę, bliższą lub dalszą autem spalinowym. Właśnie taka trasa o długości nieco ponad 700 km przydarzyła mi się w ten weekend. Auto, którym się poruszałem to całkiem zacne Volvo S60, co prawda jest już dość leciwe, ale jest też całkiem nieźle wyposażonym, wygodnym sedanem o mocy ponad 250 koni mechanicznych i napędzie na obie osie.
Volvo mając silnik o pojemności 2500 cc, jest niestety dość paliwożerne. Mimo wszystkich zalet marki Volvo, wszystkich systemów bezpieczeństwa, sporej w końcu mocy, i dobremu napędowi, w porównaniu do auta elektrycznego, muszę stwierdzić że mocno mnie zmęczyło.
Niby 700 km to nie dużo, jednak jadąc praktycznie cały czas szybkimi trasami i autostradami, na tempomacie, choć jest on wygodny i działa bez zarzutu, bardzo brakowało mi opcji autopilot, na której to praktycznie non stop staram się jeździć, kiedy poruszam się Teslą. Poza tym odgłosy silnika, to coś od czego łatwo się odzwyczaić, a cisza auta elektrycznego, to z kolei coś do czego łatwo się przyzwyczaić. Pominę już błyskawiczny moment obrotowy, który wymiata, jeśli chodzi o jazdę, czy to na autostradzie czy poza nią, jeśli do wyprzedzenia mamy wolniejsze auto, lub co gorsza trzy Tiry jadące w ciągu, jeden za drugim.
Co do kosztów, jest dla mnie dużym minusem to że musiałem wydać pieniądze na benzynę, i to dużo pieniędzy. Mimo tego że jechałem dość przepisowo, na autostradzie tempomat ustawiony zaledwie na 135/h, natomiast na szybkiej trasie, tak zwanej S-ce, gdzie ograniczenie to 120 km/h, jechałem ciut powyżej dozwolonej czyli 126 km/h. Myślę że to taka bezpieczna prędkość aby nie dostać jednak mandatu.
Wracając do benzyny, choć ostatnio staniał a jej średnia cena oscyluje wokół 6,62 zł za litr (po tyle właśnie tankowałem), i mimo rozsądnej jazdy, wynik jaki uzyskałem był raczej średnio zadawalający. 8,5 litra na każde 100 km przejechanego dystansu. Oznacza to, że koszt przejechania wspomnianych 100 kilometrów to aż 56,27 złotych. przy ponad 700 km dało mi to kwotę około 410 złotych. Cóż, jak widać dziś podróż autem spalinowym nie należy do najtańszych przyjemności.
Porównując wspomnianą trasę do auta elektrycznego jakim ją ostatnio robiłem, i wiele razy wcześniej, mowa tu o Tesla Model S 90D, które na szczęście miało darmowe ładowanie, wynik jest oczywisty. Taką trasę Modelem S pokonywałem prawie za darmo, jeśli chodzi o ładowanie w trasie. Jedynym kosztem było ładowanie auta w domu, gdzie mój koszt kWh w taryfie nocnej, kiedy ładuję auta EV, to dokładnie 0,52 zł brutto. Tak więc zakładając że Model S ładowany w domu zużywa około 194 Wh na kilometr, taką miałem średnią z ostatnich 6000 przejechanych w trasie kilometrów, koszt przejechania 100 km to całe 10 złotych.
Zakładając więc brak ładowań w trasie, przejazd Modelem S, ładowanym w domu wyniósłby 73 złote (dokładna ilość przejechanych kilometrów wyniosła bowiem 730). Widać więc dużą zaletę podróży elektrykiem. W tym przypadku koszt jest jeszcze niższy, gdyż auto o którym mówię posiada darmowe Superchargery, tak więc, ładując się po drodze na stacjach Tesli, pobieram darmową energię, która pozwala podróżować praktycznie bez kosztowo.
Co daje jeszcze podróż Teslą? Otóż, dla mnie to zawsze komfort, cisza, cudowny autopilot, nawet w wersji podstawowej, intuicyjna obsługa auta, no i wreszcie poznawanie super ciekawych miejsc, w których umiejscowiono stacje Supercharger. Często, a właściwie zawsze, gdyby nie Tesla i potrzeba naładowania auta, nie poznałbym miejsc takich jak Supercharger Poysdorf, położony między winnicami a polem golfowym, z hotelem i zacną piwniczką wypełnioną winami. Swoją drogą bardzo dobrymi winami, na przykład typu Riesling, których nie omieszkałem zakupić i spróbować.
Wracając do tematu, porównując jazdę elektrykiem i autem spalinowym, nigdy nie zdecydowałbym się na powrót do tradycyjnego napędu. Zdecydowanie gorsze parametry jazdy, oraz wątpliwej przyjemności z niej dyskwalifikują w moich oczach silniki spalinowe. Pomijam tu różnice typu śmierdzące spaliny, dużo gorsze przyspieszenie, mimo ponad 250 koni mocy w aucie spalinowym, czy brak jakże wygodnego i przydatnego w moich oczach autopilota. Myślę że era spaliniaków zmierza ku końcowi, i faktycznie jest to kwestia czasu, najbliższych 15 może 20 lat, zanim obraz aut jeżdżących po naszych drogach diametralnie się zmieni, a 90% samochodów będą stanowiły auta elektryczne a nie spalinowe...