Ponieważ pokutują u nas niesprawdzone informacje z różnych forów a nawet prasy głównego nurtu, na temat tego jak sprawują się Tesla Semi dostarczone do PepsiCo, postanowiłem wyprostować temat, i wyjaśnić go raz na zawsze.

W tym celu namówiłem na małe zbadanie tematu mojego branżowego kolegę z portalu Teslarati, z którym znamy się już kilka ładnych lat, Simona Alvareza. Simon obiecał zgłębić temat między innymi poprzez innych dziennikarzy z branży a mianowicie Christiana Seabaugh i Brandona Lim. Chłopaki z MotorTrend mieli szczęście i dostali pozwolenie na wizytę w PepsiCo, a konkretnie we FritoLay. Mogli do woli oglądać ciężarówki Semi, wypytywać i testować różne rozwiązania zastosowane w aucie przez Tesle.(niestety nie dostali pozwolenia na prowadzenie Semi)

Po pierwsze, wracając do rzekomo zepsutych Semi stojących na poboczu, są to auta testowe, sprawdzane i doprowadzane często przez kierowców Tesli na granicę wytrzymałości. Te auta katowane przez Tesle, oczywiście ulegają awariom, po czym powstałe problemy są eliminowane przez producenta w autach przeznaczonych dla klienta. taką informację dostałem właśnie od Simona Alvareza.

Frito Lay... pierwszy użytkownik Semi, zadowolony czy nie?

Po rozmowach przeprowadzonych z jednym z kierowców Semi, pracujących dla PepsiCo i używającego auta na co dzień, jego opinia o Semi jest bardzo pozytywna. Po pierwsze stwierdził, że jazda Semi przypomina jazdę normalnym autem osobowym. Funkcjonalnie i wygodnie, jak zwykłą Teslą. Poza tym z autami nie dzieje się nic złego. Nie psują się, a w razie awarii, Tesla i jej mechanicy są do stałej dyspozycji PepsiCo. Przez pierwszy rok według zawartej umowy, serwis Tesli jest na każde zawołanie, jeśli przydarzy się awaria Semi.

Kierowca stwierdził również, że komfort jazdy oraz przyspieszenie zaczerpnięto z auta osobowego. Jak na ciężarówkę, Semi są zadziwiająco "żywe", jeśli tak to można określić. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta a kryje się za zastosowanym przez Teslę układem napędowym i choć Tesla jest słynna (a czasem irytująco) tajemnicza, jeśli chodzi o udostępnianie specyfikacji swoich pojazdów, chłopakom z MotorTrend udało się zebrać kilka szczegółów od Frito-Lay, jego kierowców i przedstawicieli Tesli. 

Według przedstawiciela Tesli, osiągając „trzykrotnie większą moc niż przeciętny diesel - Tir”, elektryczna Tesla Semi skutecznie i lekko radzi sobie z jazdą nawet pod pełnym obciążeniem, nawet pod górę. Trójsilnikowy układ napędowy to ten sam który został zastosowany w Modelu S Plaid. Przedni silnik Modelu S napędza tylną oś Semi, działając jako „jednostka napędowa na autostrady”, podczas gdy podwójne tylne silniki Plaida są zamontowane na środkowej osi Semi. Silniki te są wyposażone w sprzęgło takie jakie stosuje w swoich autach Rivian, co pozwala na użycie ich do przyspieszenia oraz odłączenia, przy określonej prędkości w celu poprawy wydajności. Biorąc pod uwagę najlepiej sprzedającą się ciężarówkę w USA, Freightliner Cascadia, która ma 350 KM w swojej podstawowej wersji i że „trzykrotnie” ta liczba wynosi 1050, jesteśmy dość pewni, że Semi dorównuje Modelowi S i Modelowi X Plaid o mocy 1020 KM. Tak więc z tego całego szpiegowania oraz wyciągania danych zarówno od pracowników Tesli jak i pracowników PepsiCo, na co dzień używających Semi, wyłania się obraz ciężarówki z mocą ponad 1000 koni mechanicznych, tak wygodnej jak auto osobowe, wyposażonej jak typowa Tesla, łącznie z opcją Autopilot, który bardzo ułatwia pracę kierowców auta.

Bateria Tesla Semi!

Jak możemy się dowiedzieć z materiału Christiana i Brandona z MotorTrend:

Jeśli chodzi o baterię — cóż, logika podpowiada, że ​​powinniśmy ponownie spojrzeć na Plaid. Kilku kierowców PepsiCo Tesla Semi obecnych podczas naszej wizyty powiedziało, że ciężarówka ma akumulator o pojemności 1000 kWh, czyli 1 megawatogodzinę (MWh), co odpowiada 10 połączonym szeregowo zestawom akumulatorów Plaid (100 kWh). To zgadza się z twierdzeniem Tesli o zasięgu 500 mil i twierdzeniem szefa firmy Elona Muska, że ​​Semi zużywa 2 kWh na milę. W rzeczywistych zastosowaniach kierowcy Frito-Lay powiedzieli nam, że trasy Semi są znacznie krótsze. Typowy dzień dla nich może oznaczać, że rano opuszczają Modesto z ładunkiem chipsów (o wadze mniejszej niż łączna dopuszczalna masa całkowita ciężarówki 82 000 funtów) i biegną pętlą tam i z powrotem do miejsc takich jak San Jose czy Concord, oba około 85 mil od centrali. Dlaczego tak krótkie trasy? czy Semi nie daje rady? Oczywiście że nie. Testy wykazały dobitnie, że ciężarówka potrafi przejechać deklarowany przez Teslę dystans pod pełnym obciążeniem. Problemem jest ładowanie...

Nowy rodzaj złącza, to problem dla Semi...

Ładowanie jest kluczowe, ponieważ w tej chwili jest niewiele miejsc, w których można naładować elektryczną Teslę Semi. Firma Frito-Lay zainstalowała na miejscu cztery ładowarki Supercharger na dedykowanych stanowiskach parkingowych „Tesla Semi”, z których wszystkie mają unikalną kwadratową wtyczkę, niekompatybilną z żadną inną znaną nam Teslą. Ładowarki są w stanie wygenerować 750 kW, znacznie przekraczając szczytowe wartości 250 kW samochodów osobowych Tesli i istniejącej sieci Supercharger. To, jak mówi Frito-Lay, jest wystarczająco dobre, aby naładować swoją flotę Tesla Semis od prawie pustego stanu do 70 procent w około pół godziny (wystarczy na 400 mil) i do 100 procent w około 90 minut.

Jak widać ładowanie będzie problemem dopóki firma nie postawi przynajmniej 750 kW stacji ładowania w swoich docelowych punktach, do których zmierzają ciężarówki. Lub nie powstanie sieć takich właśnie ładowarek na przykład przy głównych drogach i autostradach. Złącze zaś jest zupełnie nietypowe, a jego wygląd i kształt nie przypomina znanych nam na rynku obecnie rozwiązań. Ciekawostką jest to, że Semi nie posiada przedniego bagażnika czyli Frunka. Był on obecny w wersji przedprodukcyjnej ale zniknął w wersji ostatecznej auta.

Podsumowując temat Semi, auto wydaje się być bardzo udane, a kierowcy Frito Lay, jeżdżący na co dzień elektrycznymi ciężarówkami Tesli bardzo je sobie chwalą. Dodać trzeba, że nie stoją oni na poboczach, w "prawdopodobnie" zepsutych autach, jak sugerują niektóre portale czy gazety. Cóż, niewiedza i życzeniowe pisanie to dziś codzienność. Nie wiemy na pewno, ale na wszelki wypadek napiszemy, bo klikalność na bank będzie duża, przecież to Tesla na poboczu, musi więc być zepsuta. Dokładnie ta sama historia dotyczy "palących się Tesli", wystarczy że jedna się zapali a cały dziennikarski świat już o tym trąbi. Jeśli natomiast w tym samym okresie czasu spłonie 100 mercedesów, 70 bmw, i 120 volkswagenów, nikt nawet o tym nie wspomni... tak to już dziś jest, niestety.

Źródło: Teslarati.com, Motortrend.com