Kiedy nadchodzi dzień wyjazdu, jestem podekscytowany jak dziecko czekające na prezent pod choinką. 
Ten dzień wreszcie nadszedł i ruszyliśmy na wielką przygodę. Przygodę do Apulii. Regionu bardzo odległego jednak jakże pięknego i spokojnego. 

Regionu słońca, czystego morza, pięknych widoków. Regionu nazywanego spiżarnią Włoch, z bezkresnie ciągnącymi się gajami oliwnymi i winnicami z których soczystych gron powstają takie smakołyki jak wina Primitivo, Negroamaro czy doskonała Malvasia. 
Regionu w którym kupimy super świeże owoce czy warzywa, w którym owoce morza kosztują 30% a nawet 50% mniej niż w Polsce, wreszcie regionu w którym po raz pierwszy w życiu spróbowałem skrzyżowania ogórka z melonem.
Owoc/warzywo, bardzo ciekawe, i nigdzie indziej nie spotykane we Włoszech, choć staje się coraz bardziej popularne. Taka ciekawostka...

Wyruszyliśmy z Krakowa bardzo wcześnie rano aby uniknąć korków. Tym razem naszą podróż odbyliśmy autem oficjalnego partnera Europejskich Podróży Teslą, czyli firmy NO SMOG RENT, która to w swojej ofercie ma ponad 40 samochodów eklektycznych, do których za chwilę dołączą kolejne, z tego co wiem po rozmowie z jednym ze współwłaścicieli firmy. 
Autem tym była Tesla Model 3 w wersji Long Range z 2022 roku. Auto rewelacyjne pod każdym względem, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jazdę w dalekie trasy.

Nasz Pojazd ładował się wyjątkowo szybko, nie sprawiał absolutnie żadnych problemów i miał ogromnie dużo miejsca na wszystko to co zamierzaliśmy przywieźć z Włoch, a uwierzcie mi, nie było tego mało.

  • Dzień 1.
Jazda z Krakowa do naszej pierwszej ładowarki DC, czyli znana nam dobrze stacja e-On w miejscowości Vyskov w Czechach. To stacja o mocy 175 kW, która pomogła nam kontynuować już drugą długą drogę w tym roku. Zero problemów, duża moc, i przyjemna stacja benzynowa z kawą i rogalikami tuż obok. Cała miejscówka znajduje się tuż przy autostradzie więc lepiej być nie mogło.

  • Nasz pierwszy posiłek postanowiliśmy zrobić w starym stylu, czyli kanapka...
Jednak jadąc do Włoch, nie możesz wziąć ze sobą zwykłej kanapki. Moja żona upiekła włoską Focaccię, wypełniając ją a jakże, włoską mortadelą i pomidorami (polskimi), oraz przepysznym serem burrata (to takie Ferrari wśród Mozarelli). Świeże pieczywo, znakomite dodatki oraz piękna pogoda, czego nam więcej trzeba kiedy Tesla uzupełnia energię w międzyczasie. Takie chwile uwielbiam.

Ładowanie i odpoczynek nie był zbyt długi, bo na tej stacji odbywa się to bardzo szybko, ze względu na jej dużą moc. 

Mały poranny posiłek i ruszyliśmy dalej.

Pogoda jak na koniec czerwca (zawsze ruszamy trochę przed sezonem aby uniknąć tłumów, szczególnie na autostradach, jak i w miejscu docelowym) była rewelacyjna. Piękne niebo i ciepło, wręcz idealne warunki do podróżowania. 

Kolejnym punktem była oddalona o niecałe 300 km stacja sieci IONITY Pinkafeld. Jednak po drodze postanowiłem zatrzymać się na małą czarną. Zjechaliśmy na zupełnie przypadkową stację benzynową, tuż przy autostradzie. 

Nie planowałem ładowania, jednak stosując zasadę ABC (Allways Be Chargerd) podpiąłem naszą Teslę do stacji sieci, której nie znam, mianowicie KELAG. Stacje co prawda nie były zbyt mocne ale 50 kW, również nie jest do pogardzenia, szczególnie jeśli musimy spędzić tam około 20 minut, jak my, pijąc kawę i korzystając z toalety. 

Kawa pita w drodze, ma swoje plusy i minusy. Plus to to że nas pobudzi a kofeina w niej zawarta, choć trochę pomoże przegonić zmęczenie. Minus, przynajmniej u mnie jest taki, że jak to napisać, muszę korzystać z toalety bo kawa działa produkcyjnie na moje nerki, które dziwnie się ożywiają po wypiciu uczciwej filiżanki mocnej kawy.

Po małym odpoczynku ruszyliśmy dalej do zacisznie położonych ładowarek w miejscowości Pinkafeld. Jest tam stacja i restauracja, i zawsze kiedy tam byłem niestety było dość tłoczno. Choć miałem szczęście nie czekać ani razu, to inni już tyle szczęścia nie mieli i widziałem kilka razy jak EV spod znaku gwiazdy czy czterech kółek, musiały odczekać swoje, aby się naładować. Plusem jest to że miejsce to ma wydzielone stanowiska pod nowe stacje ładowania i z czterech obecnych zapewne niedługo będzie do dyspozycji kierowców dwa razy tyle, czyli osiem stacji sieci IONITY, a każda o mocy 350 kW.

Zanim dotarliśmy do naszego hotelu, postanowiłem jeszcze ostatni raz tego dnia się naładować. To już nasza miejscowość, gdzie mieliśmy nocleg a mianowicie Tachelsberg am Worther See. Miasteczko nad jeziorem, gdzie tuż przy nadbrzeżnej ulicy znajduje się szybka stacja ładowania o bardzo przyjemnej mocy 150 kW. 

Po uzupełnieniu energii, ruszyliśmy już do naszego hotelu.
Hotelu który zrobił na nas ogromne wrażenie jeśli chodzi zarówno o obsługę jak i całość hotelu a szczególnie jeśli chodzi o hotelową kuchnię. Zarówno tą wieczorną która uraczyła nas wyśmienitym Wiener Schnitzlem (a jakże, nie mogło zabraknąć tego dania podczas podróży przez Austrię, to już zdaje się mój firmowy znak, jeśli chodzi o cykl europejskich podróży), stekiem z posypką cebulową, fasolką i kluseczkami, które to zamówiła moja żona, jak i znakomitym miejscowym piwem, podanym w odpowiedniej temperaturze. 

Chciałem jednak poruszyć również temat śniadania. Jest ono bowiem w  eduCARE Hotel wyjątkowe. Produktów jest całe mnóstwo, nie wiadomo za co się wziąć. Wędliny, jajka, pieczywo, zarówno na słono jak i słodko. Jednak moją uwagę, a właściwie mojej żony przykuł jeden specjał, którego w życiu nie jadłem. Chodzi o masło zwinięte w roladę wypełnioną rodzynkami i makiem. Tak dobrze widzicie, roladka z masła, do tego smak maku, za którym nie przepadam plus rodzynki. Jak bazy użyłem rogalika Croissant z francuskiego ciasta.... odpłynąłem. I to całkowicie. Skończyło się na dwóch kolejnych rogalikach (dobrze że były małe) z tym wyjątkowym i jakże nietypowym dodatkiem.  

Sam hotel jest bardzo czysty i przyjemny, obsługa super miła, a miejsce w którym hotel jest usytuowany jest naprawdę ciche i spokojne. Co prawda tuż przy ulicy, ale nie jeździ tamtędy milion aut na godzinę.

Jest więc cicho i miło. Spokojnie. Człowiek czuje się jakiś taki zrelaksowany po długiej całodniowej podróży. Kiedy auto zaparkowane, tuż obok Destination Chargera Tesli, który jest do dyspozycji gości za darmo i możemy tu auto naładować, aby rano ruszyć z pełną baterią. Mamy tu cztery ładowarki, trzy do ładowania różnych aut EV, oraz jedna przeznaczona dla Tesli.

Auto zostało aby się naładować ale nie do pełna, dokończenie tego procesu zostawiłem sobie na wczesny poranek, kiedy udamy się na śniadanie.

Wieczorem zaś udaliśmy się na zasłużony późny obiad. Hotelowa restauracja otwarta jest bodajże od godziny 19:00 lub 19:30 i to wtedy warto zająć miejsce przy stoliku. Ponieważ podają tu naprawdę wyborne dania a opinia o restauracji jest chyba znana również miejscowym, sala zapełniła się w niespełna 30 minut. Na szczęście byliśmy jednymi z pierwszych gości.

Co dobrego zjemy w restauracji hotelu eduCARE? Ja tradycyjnie już (jak opisałem wyżej) będąc na austriackiej ziemi, nie mogłem zamówić niczego innego jak Wienner Schnitzel, podany on był z sałatką ziemniaczaną, choć bardziej przypominało to ziemniaczki z wody z odrobiną zieleniny dla aromatu. Do tego żurawina no i same sznycle, które jak zwykle były delikatne i smakowały wybornie. Ja wiem, że część z Was powie, że to przecież zwykły schabowy, ale... jednak w takim anturażu smakuje on inaczej niż kotlet jedzony u nas. Dodatkowo oryginalny Schnitzel robiony jest z mięsa cielęcego i jest rewelacyjny. Opcją tańszą jest wersja ze schabu wieprzowego. Którą to często zamawiam ze względu na koszty.

Danie mojej żony to stek po pierzynką z cebuli, zrobionej jakby na chrupko. Do tego sałatka w postaci lekko niedogotowanej zielonej fasoli, oraz kluseczki zwane tu szpeclami. Wszystko zrobione w punkt i smakujące wyśmienicie. Całości dopełniło miejscowe lane piwo, oczywiście dobrze schłodzone, co po dniu spędzonym w aucie podczas słonecznej pogody daje nieziemską rozkosz i chłodzi znakomicie organizm. 

Po późnym obiedzie lub może bardziej kolacji, udaliśmy się do pokoju i opadliśmy na białą wykrochmaloną pościel naszych łóżek. Było cicho, czysto i przyjemnie, idealnie wręcz na odpoczynek po przejechaniu kilkuset kilometrów.

Galeria na samej górze, tam możecie zobaczyć zdjęcia z opisami z pierwszego dnia podróży.

Koniec części I.