Zaczyna ich jeździć coraz więcej. Nawet u nas w Europie.

Fisker w końcu wypuścił auto elektryczne z prawdziwego zdarzenia. Była oczywiście wcześniej Karma, ale nie zagrzała ona długo miejsca na rynku motoryzacyjnym i była wydaje się bardziej przymiarką Henrika Fiskera do prawdziwej zabawy w elektromobilność.

Ocean to sporych rozmiarów SUV z naprawdę dużą ilością miejsca wewnątrz. Nawet wysokie osoby siedzące na tylnej kanapie nie będą miały powodów do narzekania.

Wnętrze:

Może nie jest super nowoczesne, choć może do takiego aspirować. Kanciaste ekrany nie bardzo przypadły mi do gustu, a główny ekran na konsoli środkowej ma fajny gadżet bo jest obracany i można go używać pionowo, to pozycja standardowa, lub poziomo, kiedy chcemy na przykład pooglądać film podczas ładowania auta.

Niestety soft jest bardzo kiepski. Miał w założeniu być prosty i czytelny i to połowicznie udało się zrealizować, ale jest on po prostu brzydki i nie działa tak płynnie jak powinien. Fisker już stwierdził, że ten aspekt jest w opracowaniu i zostanie zmieniony w najbliższej przyszłości.

Materiały wnętrza nie są super wypasione, jeśli tak można powiedzieć. Odnosi się wrażenie lekkiej taniości. Skórey Vege, są przyjemne w dotyku i nieco śliskie, siedzenia wygodne a ilość schowków jest bardzo ale to bardzo duża. Mam wrażenie że wykorzystano tu każdą możliwą przestrzeń aby wcisnąć schoweczek, półeczkę, a nawet dwie podpórki, lub stoliczki, na których możemy rozłożyć laptopa i popracować.

Na zewnątrz:

Fisker Ocean może się podobać. Ma ostre kształty, jest nieco agresywny w swoim wyglądzie. Na pierwszy rzut oka kojarzy mi się z takimi autami jak Land Rover Evoque. Bez dwóch zdań. Ale to nie wada. Evoque mi się podobał od zawsze, więc Ocean jest znanym i lubianym kształtem, który robi solidne wrażenie.

Fajnym gadżetem widocznym z zewnątrz jest opcja otwierania wszystkich okien i dachu auta (tak zwany California Mode). Na gorący dzień, rzecz idealna. Poczujemy się jak w kabriolecie. Interesujące jest to że tylna szyba, w tylnej klapie bagażnika, również jest opuszczana jak wszystkie pozostałe. Nawet te malutkie zwane doggy windows.

Technika:

Fisker Ocean to zaawansowana konstrukcja, ale czy moglibyśmy się do czegoś doczepić?
Otóż, auto waży nieco ponad 1800 kg. To niewiele biorąc pod uwagę jego rozmiar. Bateria ma aż 113 kWh pojemności brutto z czego dla nas użytkowników wygospodarowano aż 106,5 kWh. To piękny wynik.

Jeśli chodzi o zasięg, mówię o dużej baterii (dostępna jest jeszcze wersja 75 kWh, choć przy tak dużym aucie nie wiem po co?) to Fisker chwali się aż ponad 700 km przejechanymi na jednym ładowaniu. Jednak to jest według normy WLTP, wszyscy znamy normy i wiemy doskonale, że realnie to auto zrobi w cyklu mieszanym najwyżej 600 km i to przy dobrych wiatrach, a w trasie przy 120-130 km/h, jeśli osiągnie 400 km zasięgu, to już zadowoli większość kierowców. 400 km w trasie to naprawdę niezły wynik jak na auto w tym rozmiarze i o tak „kanciastym” wyglądzie.

Ocean to też niezły sprinter. Do setki rozpędzi się w około 4 sekundy a moc całego zespołu napędowego to 558 koni mechanicznych. Jest więc moc, jest zasięg, jest wygoda. Są gadżety, jest i spory bagażnik, może nieco płaski (wysoka płaszczyzna podłogi bagażnika) ale ogólnie daje radę.

Czas się przyczepić!

Nie bardzo spodobała mi się informacja o tym, że Ocean potrzebuje aż 33 minut aby uzupełnić stan baterii z 10 do 80% SOC (stanu naładowania baterii). Po tym jak nasłuchałem się jak to IONIQ 6 robi to w 18 minut, 33 minuty wydają się wiecznością. Bo ile obiadów można zjeść po drodze i ile kaw wypić. Fisker powinien pomyśleć jednak o architekturze akumulatora 800V i dzięki temu skrócić czas ładowania do okolic 20-22 minut. To wbrew pozorom byłaby duża różnica.

Fisker powiedział wcześniej, że większy akumulator – określany jako „Hyper Range” – zawiera chemię litowo-niklowo-manganowo-kobaltową (NMC) dostarczoną przez chińską firmę CATL, a maksymalna moc którą auto może przyjąć to bardzo przyzwoite 250 kW. Choć dziś raczej jeśli wychodzi nowe auto EV, z takimi aspiracjami jak Fisker, moim zdaniem powinno mieć baterię w najnowszej 800V technologii i chwalić się możliwością ładowania nawet mocą 350 kW. W końcu Koreańczycy już to robią, więc czemu tacy starzy wyjadacze jak Henrik Fisker, nie zastosowali tego w swoim aucie? To duża zagadka!

Cena:

Cena modelu z dużą baterią to około 300 000 złotych przeliczając po kursie 4,41 zł za 1 euro. W euro to minimum 67 272 euro, taka cena obowiązuje na przykład w Austrii. Mowa oczywiście o modelu flagowym, nazwijmy go czyli z zasięgiem WLTP określanym na aż 707 km. Wersja z małą baterią widnieje na stronie jako niedostępna, przynajmniej na razie. Choć jest ona znacznie tańsza. Różnica w USA to ponad 40% między wersją najdroższą kosztującą 69 000$ a wersją najtańszą zaczynającą się od około 40 000$. Skąd aż tak duża różnica w cenie? Nie wiem i nie rozumiem, ale cenowo, to jak dwa kompletnie różne auta, choć wyglądają tak samo.

Czy i kiedy Fisker Ocean trafi do polski?

Tego nie wiem, jednak przy cenie około 300 000 złotych, byłby naprawdę łakomym elektromobilnym kąskiem na naszej polskiej EV arenie.