Okazuje się że chińskie auta elektryczne coraz częściej są spotykane na europejskich ulicach. Zaczęło się niewinnie, jakieś 2 lata temu, kiedy pierwsze chińczyki zaczęły wyjeżdżać na ulice Oslo w Norwegii. Teraz po dwóch latach elektryki z państwa środka można spotkać w Niemczech, Holandii, Belgii, czy innych europejskich krajach.
Czy musimy z tym walczyć i jeśli tak, to w jaki sposób?
Jednym z tych, którzy biją na alarm, jest dyrektor generalny Stellantis, Carlos Tavares , który rozmawiał z Automobilwoche na targach CES 2023 w Las Vegas. „Różnica w cenie między pojazdami europejskimi i chińskimi jest znacząca” – powiedział. „Jeśli w obecnej sytuacji nic się nie zmieni, europejscy klienci z klasy średniej będą coraz częściej sięgać po chińskie modele”.
Jak widać Tavares obawia się rynku chińskiego. Duża różnica w cenie produkcji przemawia za Chińczykami. Mają oni niższe koszty produkcji, i nie mają czegoś co ma ogromny wpływ na te właśnie koszty. Chodzi o to, że Tavares postrzega unijne przepisy dotyczące emisji jako część problemu. „Regulacje w Europie zapewniają, że samochody elektryczne produkowane w Europie są o około 40 procent droższe niż porównywalne pojazdy produkowane w Chinach”, powiedział, dodając, że przemysł samochodowy w regionie może spotkać ten sam ponury los, co europejski przemysł paneli słonecznych.
Chiny wiedzą jak robić tanie i małe auta EV. Takich właśnie aut poszukują klienci na całym świecie. Małe jest sprytne i zabezpieczy nasze podstawowe potrzeby. Zawiezie nas do pracy, na zakupy i bardzo szybko się naładuje. Poza tym małe, będzie tanie. Przeciwieństwem są duże limuzyny, luksusowe i wypasione, z dużymi zasięgami, jednak ich cena to absolutny kosmos. Mało ludzi na Ziemi stać na takie właśnie drogie auta elektryczne, patrząc globalnie. Duża większość zadowoli się małym i tanim EV, rewelacyjnie spisującym się właśnie w mieście.
Mówimy o autach za około 10-12 tysięcy euro. Europa ma problem aby wytworzyć takie właśnie pojazdy. U nas małe miejskie auto kosztuje ponad dwa razy tyle, jak na przykład Renault Zoe. Auto małe i sprytne, czterodrzwiowe, z dobrym zasięgiem, jednak zdecydowanie zbyt wysoką ceną. Jak twierdzi Carlos Tavares, Europa musi zrobić cos w tej materii, i to bardzo szybko. Inaczej czeka nas powtórka z historii, jak wspomniał wcześniej dyrektor Stellantisa, historia paneli fotowoltaicznych, których ponad 96% zainstalowanych w Europie pochodzi właśnie z chińskich fabryk.
Czy ta sztuka się uda? Czy Europa zdoła konkurować z Chinami? Trzeba by bardzo dużo zmienić, szczególnie w przepisach unijnych dotyczących emisji i handlu nimi. Dziś to normalna spekulacja na ogromną skalę. Handel emisjami to dziś dochodowy europejski biznes, opiewający na miliardy euro. Niestety te miliardy biją mocno w koszty produkcji towarów wytwarzanych w Europie. Oby unijni politycy obudzili się w porę, bo Chińczycy na pewno nie będą czekać. Będą działać i to szybko, aby zagarnąć jak najwięcej z europejskiego rynku dla siebie. Będą walczyć ceną, a jeśli chodzi o jakość, to już nie jest to co kiedyś. Mówienie o słabej jakości chińskich produktach to już przeszłość.
Samochody, zegarki, komputery, telefony pochodzące z państwa środka są już dziś w wielu domach i spełniają swoje zadanie wzorowo. Chińczycy wiedzą, że jakość musi być dobra, szczególnie jeśli chodzi o klienta z Europy czy Ameryki Północnej. Tutaj byle co nie przejdzie...a chińscy producenci zdają się rozumieć to bardzo dobrze i stosują się do tej zasady, robiąc coraz lepsze jakościowo produkty.
Źródło: Cleantechnica.com