Chodzi o nowe odsłony tańszych Modeli S oraz X, które to Tesla udostępniła do sprzedaży dosłownie 2 dni temu.
- Jak się okazuje firma potwierdziła to że akumulatory obydwu aut, to te same znane z wersji Long Range, jednak są one o około 21% okrojone za pomocą zablokowania ich pojemności poprzez soft.
- Dzięki takiej operacji mamy więc auto o niższej cenie, średnio różnica w cenie w stosunku do wersji LR wynosi 10 000 dolarów. Jednak patrząc na masę pojazdów zarówno w wersji Long jak i Standard widzimy że jest ona taka sama. Można się więc było domyślać, że Tesla nie wprowadziła nowego akumulatora a tylko zablokowała programowo ten istniejący, w który wyposaża swoje flagowe modele.
- Co ciekawe, mamy w Polsce nazwijmy to „magików” od softu, którzy zapewne za drobną opłatą będą w stanie odblokować brakujące kWh, tak aby w pełni korzystać z całej pojemności baterii. Pytanie brzmi tylko, czy jest sens to robić, bo zapewne taka ingerencja spowoduje utratę gwarancji.
- Auta z USA?
Tak, w tym przypadku to może zadziałać. Jeśli decydujemy się na auto z rynku amerykańskiego, wtedy takie odblokowanie będzie miało sens, bo auta z Ameryki Północnej i tak nie mają gwarancji w Europie. Tyczy się to nie tylko Tesli czy elektryków, ale ogółu aut z tamtejszego rynku.
Mamy też ogromną zaletę takiego rozwiązania. Jest to degradacja i żywotność baterii. Jeśli Tesla zastosuje odpowiednio duże bufory, będzie możliwe bezstresowe ładowanie nawet do 100% SOC, a bateria poprzez zablokowanie około 20-21% swojej pojemności będzie chroniona. Czyli ciężko ją będzie przeładować jak i zbytnio rozładować, czego jak wiecie baterie litowo-jonowe nie lubią.
Kolejnym domysłem jest to, czy Tesla sama nie zaoferuje odblokowania pełnej wielkości baterii, za odpowiednią sumkę. Opcja taka może się pojawić na przykład w aplikacji mobilnej firmy, wzorem innych płatnych opcji.
- Dobra droga do dopłat w Polsce...
Jeśli Tesla wykaże się sprytem, może ten wzorzec znany z S i X, przenieść na swoje najtańsze modele, które to na przykład w naszym kraju ledwo lub wcale nie łapią się na dopłaty z programu Mój Elektryk. Różnica czasami nie jest wielka i brakuje ledwie kilku tysięcy złotych aby otrzymać lub nie rządową dopłatę.
Jeśli Modele 3 i Y w wersji LR, miałyby softowo okrojoną baterię, mogłyby kosztować na przykład 25-30 tysięcy złotych mniej. Dałoby to bez problemu możliwość skorzystania z dopłaty, a jednocześnie Tesla odblokowywałaby dla chętnych osób pierwotną wielkość baterii po skorzystaniu z płatnej opcji w aplikacji mobilnej.
Jest to w miarę proste do wykonania, jednak czy amerykański producent pochyli się nad problemem w Polsce? Raczej wątpię, choć postaram się im zwrócić na to uwagę przy kolejnej rozmowie, która nastąpi już niebawem.