Europejskie podróże Teslą: Wielka apulijska przygoda, część 4 – ostatnia – powrót.

Niestety każda podróż dobiega końca. Również nasza apulijska przygoda musiała się kiedyś skończyć. Ponieważ u nas zima i pogoda tak jak widać nie rozpieszcza, poczytajcie na temat słonecznej Italii. To zawsze wprawia w dobry nastrój.
Europejskie podróże Teslą: Wielka apulijska przygoda, część 4 – ostatnia – powrót. - zdjęcie główne
Data publikacji: 2024-03-11
Mario

Mario

Data dodania: 2024-03-11

Kiedy jeździsz po pięknej Apulii, masz piękną pogodę, zachwycające widoki, znakomite świeże jedzenie i wspaniałe lokalne wina, wcale nie chce ci się wracać do kraju.

Chętnie byś został tu na miejscu i się nie ruszał stąd, przynajmniej jeszcze przez miesiąc czy nawet dwa.

Niestety każda podróż dobiega końca i z każdej podróży musimy wrócić do rzeczywistości.


Model 3 pełny, można jechać:


Tak więc spakowaliśmy trójkę, w którą zapakowałem mnóstwo rzeczy. Przedni bagażnik to prawdziwy rarytas, jeśli jedziemy na wakacje. Można tam upchnąć naprawdę ogromną ilość przedmiotów. 
Jeśli zaś zapakujemy go lokalnym winem czy oliwą, warto dobrze nasze cargo zabezpieczyć. 

Ja zabieram zawsze z domu małe kocyki, które idealnie nadają się na przekładkę między butelkami i zabezpieczają je przed zbiciem.


Od góry warto położyć jakąś izolację, mata odblaskowa lub coś, co ochroni nasze rzeczy przed zbytnim słońcem, którego akurat w Italii nie brakuje.

Przestrzeń pod tylnym bagażnikiem również jest nie do przecenienia. Można tam upchnąć wszelkie rzeczy, których nie będziemy potrzebować podczas jazdy. Tak zwane dmuchańce, maski, rurki, płetwy i inny sprzęt rekreacyjny świetnie się tam pomieści.

No i zostaje jeszcze główny tylny bagażnik, gdzie ja akurat pakuję zawsze walizki, tak aby można je było wyciągnąć w każdej chwili i zabrać na noc do hotelu, w czasie powrotnej drogi.


Mała walizka podręczna oszczędzi nam dźwigania podczas tranzytowych noclegów:


Dobrze jest również, co stosujemy z żoną od kilku lat, spakować małą podróżną walizeczkę z podręcznymi przedmiotami i piżamami, tak aby w czasie 2 czy 3 dni jazdy, nie taszczyć głównej dużej walizki, a z auta zabierać tylko tę małą podręczną i lekką.
Sprawdza się to bardzo dobrze i jest to nasz patent na oszczędzenie sobie bólu pleców:)


Kiedy pakowanie dobiegło końca ruszyliśmy na północ. 

Najpierw w kierunku stolicy regionu Bari, gdzie wjeżdża się na płatny odcinek włoskiej autostrady, wiodącej na północ kraju, a później w kierunku miejscowości Cattolica. 

Miejscowości, w której mieliśmy zarezerwowany nocleg.

Po drodze przy autostradzie jak zwykle korzystaliśmy z ładowarek sieci Free To X oraz IONITY. Są one umiejscowione albo przy autostradzie na stacjach benzynowych (włoska sieć Free To X), albo w cetnarach handlowych lub ich pobliżu (IONITY). Nam pasują jedne i drugie.

IONITY częściej można znaleźć w bezpośrednim sąsiedztwie centrów handlowych.


Sportem narodowym Włochów jest notoryczne zatrzymywanie się na stacjach benzynowych przy autostradzie. Zawsze, ale to zawsze, niezależnie od pory roku, jest tam mnóstwo ludzi.

Co tam robią zapytacie?
Otóż, Włosi uwielbiają w takich miejscach popijać Espresso i zajadać słodkie przekąski, w postaci różnego rodzaju pączków i słodkich wypieków, zróżnicowanych w zależności od regionu. Rogaliki, bułeczki, puste, nadziewane, lukrowane itd., itd. CO kto lubi.

Oczywiście jeśli chcemy się pożywić czymś bardziej konkretnym, nie będzie z tym problemów. Foccacie, Pannini, Pizza, do wyboru do koloru. A wszystko świeże i pachnące, chrupiące i na ciepło lub na zimno. W zależności od naszych upodobań.


Nie znajdziemy tam jakże charakterystycznych dla naszej części Europy hod-dogów czy innych dań, za którymi osobiście nie przepadam.
Tam, mimo, że to dla Włochów „normalka”, jedzenie nawet na stacji benzynowej to inny poziom, zdecydowanie. Włosi znają się na dobrym jedzeniu.


Przystanek Cattolica… miejscowość położona niedaleko znanego i popularnego Rimini.


Piękne widoki, czyste ulice, zadbane. Wielka szeroka piaszczysta plaża, piękne pogoda. Mnogość restauracji i barów oraz… jakiś milion ludzi dosłownie ocierających się o ciebie, kiedy idziesz ulicą. Setki rozkrzyczanych dzieciaków, szalejących na plaży i tuż koło niej.

Piasek na plaży tak drobny, że miałem wrażenie, że siedzę na stercie kurzu. Czy mi się podobało? I tak i nie.
Nasz hotel był całkiem ok. Miał garaż podziemny, jednak trzeba było zapytać i jasno określić, że chcemy akurat z tego rozwiązania skorzystać. Był płatny, z tego co pamiętam jakieś 20 euro. Ale zdecydowanie warto zapłacić. Drugi darmowy duży parking, znajdował się po drugiej stronie hotelu (niejako na jego tyłach). Był całkiem ok, jednak ja wolę skorzystać z rozwiązań zamkniętych i zadaszonych, szczególnie kiedy mam samochód wypełniony bagażami. Jest to opcja zdecydowanie droższa, ale zdecydowanie lepsza i bezpieczniejsza.
Dlatego staram się z niej korzystać, kiedy tylko jest dostępna w hotelach, e których przyjdzie nam nocować podczas podróży.


Tak więc, hotel był w porządku. Jedzenie z pobliskiej restauracji, było więcej niż w porządku. Włoska pasta smakuje wybornie, a w połączeniu z owocami morza to zawsze strzał w dziesiątkę. Moja żona wybrała małe Niocetti w sosie, które były lekkie niczym chmurka. Takie jak powinny być. Spróbowaliśmy jeszcze tatara z tuńczyka, który okazał się mistrzostwem świata, jeśli chodzi zarówno o jego świeżość jak i wyborny smak.
Wino dobrze schłodzone a takich temperaturach smakuje zawsze wybornie, więc jedzenie było naprawdę dobre i godne polecenia.

⁠⁠⁠⁠⁠⁠⁠


Czy zatrzymałbym się tam jeszcze raz? Osobiście - nie. Poszukałbym zdecydowanie spokojniejszego i cichszego miejsca. Z mniejszą ilością turystów.
Jednak, jeśli lubicie „zaszaleć”, poznać kogoś, potańczyć, posiedzieć przy głośniej muzyce w klubie, restauracji czy barze, to Cattolica nadaje się do tego idealnie. Dla mnie było za dużo, za głośno, za mało kameralnie.

Po prostu, co kto lubi.


Rano po śniadaniu w hotelu, typowo włoskim, bo nie chciałem opychać się jajecznicą i kiełbaskami, ruszyliśmy w dalszą drogę. Jednak wcześniej postanowiłem się nieco podładować. Dosłownie 500 metrów od hotelu, na stacji benzynowej przy głównej drodze. Mamy tam stację BeCharge o mocy 100 kW. Małe 20 minutowe ładowanie dodało nieco zasięgu w naszej Tesli Model 3 Long Range.


Potem ruszyliśmy dalej. W kierunku Austrii. 


Przy austriackich autostradach ładowarek przybywa z roku na rok jak grzybów po deszczu. Niektóre dość długo czekają na uruchomienie jak te dwie stacje BeCharge napędzane w 100% zieloną energią w Preitenegg, tuż przy autostradzie. Byłem w tym miejscu w odległości około 6 miesięcy i stacje ciągle stały nie uruchomione.
Jak widać nie tylko u nas idzie to czasami bardzo opornie.

Po drodze lubimy się zatrzymać na mój flagowy posiłek. 

Zapewne już wiecie😊. Wiener Schnitzel, zawsze jest na moim talerzu, kiedy przejeżdżam przez Austrię. 
Niby to zwykły kotlet, jak mówi mój znajomy. Jednak mi ten "schabowy" (w najlepszej wersji robiony z cielęciny, choć wersja wieprzowa jest również bardzo dobra) bardzo odpowiada. Jest więc punktem obowiązkowym, kiedy zawitamy na austriacką ziemię.

Oczywiście Schnitzel występuje wraz z pysznymi dodatkami. Najlepszym z nich w gorący letni dzień, jest zimne austriackie piwo:)


Możecie go zjeść tuż przy autostradzie w drodze do Polski, w restauracji LandZeit w miejscowości Premstatten, gdzie tuż obok restauracji znajdziecie kilka stacji sieci IONITY, gdzie można się naładować podczas posiłku. Mamy tam cztery stare stacje i dwie zupełnie nowe. Na starych czasami miałem problem z odpaleniem sesji ładowania. Na nowych nie ma takiego problemu. Sesja staruje błyskawicznie i bez problemu.

Sieć IONITY jest z nami właściwie zawsze, kiedy jedziemy przez Austrię. Stacje są szybkie, kolejki rzadkie i stoją one w miejscach w których często znajdziemy również stacje benzynowe lub różnego rodzaju zajazdy z pysznym lokalnym jedzeniem.


Czechy, czyli coraz bliżej domu:


W Czechach tradycyjnie zatrzymaliśmy się w naszej ulubionej lokalizacji, czyli stacji benzynowej, tuż przy autostradzie w miejscowości Vyskov. Tam mamy obecnie aż trzy szybkie stacje DC a każda o mocy 175 kW. Zawsze działają bez problemu, a moc ładowania jest tam zawsze bardzo przyjemna. Zdjęcie jeszcze sprzed remontu, podczas którego wymieniono stacje na bardziej nowoczesne i w liczbie trzech a nie jak wcześniej jednej o mocy 175 kW a drugiej zwykłej 50-ątki. Teraz jest o wiele lepiej i "mocniej".

Późniejsza trasa to można powiedzieć już standard i nuda. Wjeżdżamy do Polski, droga na Kraków, potem Rzeszów i w końcu Lublin. No i rozpakowywanie auta. Po czym rzut oka na całość tego co udało się upchnąć w Model 3 po czym zaduma nad tym, jak ten samochód jest pojemny i jak dużo można w niego zmieścić i to bez większych problemów.

Potem siadamy i odpoczywamy, zastanawiając się… gdzie by tu pojechać przy następnej nadarzającej się okazji. A pomysłów mamy naprawdę dużo.

Kolejny wyjazd już niedługo. Dowiecie się jak wyskoczyć na sylwestra do Włoch, mając w zanadrzu zaledwie parę dni. Czy warto? Zdecydowanie tak. Zrobiliśmy to i to Teslą Model 3 z najmniejszą baterią, czyli 60 kWh LFP. 
Jednak o tym w kolejnej części opowieści z serii Elektromobilnych Przewodników po Europie.






Komentarze

0/10

Autor

Mario

Mario

Wielbiciel nowych technologii. Szczególnie interesuje się Teslą czy SpaceX, oraz innymi firmami związanymi z Elonem Muskiem. Pisze i publikuje artykuły i posty głównie na łamach TeslaKlubPolska, a także dla serwisu otoev.pl Współpracuje bezpośrednio z Teslą, starając się przybliżyć i pokazać te właśnie auta elektryczne z jak najlepszej strony. Uświadamia i szkoli w zakresie elektromobilności.

Zobacz również

No Smog Rent, Wypożyczalnia samochodów elektrycznych

Kraków, Wadowicka 6 pokaż na mapie
Wynajmij zanim kupisz! Wypożyczalnia samochodów elektrycznych NO SMOG RENT – u nas wypróbujesz auto elektryczne przed zakupem. Wynajmij je na weekend, tydzień, dwa lub dłużej z Tobą w roli kierowcy! Ty decydujesz! Przed ostatecznym wyborem swojego auta elektrycznego warto sprawdzić czego potrzebujesz. Mamy dla Ciebie kilkadziesiąt elektrycznych

Ostatnie komentarze